Komentuj! |
|
Ostatnie Artykuły |
|
Newsy- kategorie |
|
Informacje |
|
Użytkowników Online |
|
Gości Online: 28
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 417
Najnowszy Użytkownik: Barry
|
|
Alekno: "Podjąłem już decyzję, czy zostaję, czy odchodzę." |
Rosja reprezentacja Władimir Alekno, selekcjoner rosyjskiej męskiej reprezentacji siatkarskiej, która w Londynie wywalczyła olimpijskie złoto, nie wyklucza, że w niedalekiej przyszłości złoży dymisje z funkcji trenera reprezentacji.
W ciągu ostatniego roku, kolekcja trofeów 45-letniego szkoleniowca "Zenitu" i reprezentacji Rosji wzbogaciła się o cztery złote medale. W 2011 roku reprezentacja Rosji najpierw wygrała Finał Ligi Światowej, a później w grudniu Puchar Świata w Japonii, wiosną - prowadzony przez Aleknę drużyna klubowa Zenit Kazań wywalczyła mistrzostwo Ligi Mistrzów, wreszcie 12 sierpnia Władimir Alekno wdrapał się na sam szczyt dokonań sportowych, zdobywając z rosyjska reprezentacją narodową złote medale olimpijskie na IO w Londynie. Czy po tylu sukcesach można pragnąć czegoś więcej? Ale trener naszej drużyny, który nazywa siebie sam siebie młodym trenerem, w rozmowie wydaje się zachowywać niewzruszony zachowuje spokój ducha i odnosi się do najważniejszego sukcesu w swojej karierze z filozoficznym dystansem.
- Po powrocie do Rosji, znalazł Pan już czas na głębszą refleksję, czym właściwie dla Pana osobiście było wywalczenie tego olimpijskiego złotego medalu w Londynie?
- W samej rzeczy niczego wyjątkowego w tym wydarzeniu jakoś nie dostrzegam. Prawda - Pana koledzy na każdym kroku mi przypominają, że zwycięstwo na Igrzyskach Olimpijskich rosyjskich siatkarzy, to ważne wydarzenie dla całego kraju. Ale przyjmuje to wszystko bardzo spokojnie i zajmuje mnie praca. Już rozpocząłem w mojej drużynie klubowej Zenicie Kazań przygotowania do kolejnego sezonu
- Czyli w tym roku musiał Pan w ogóle zrezygnować z prawdziwych letnich wakacji?
- Owszem, w ubiegłym roku było zresztą dokładnie tak samo. Co prawda zaraz po IO miałem kilka dni wolnych, w trakcie których udało mi się wybrać na polowanie. Nawet spotkałem w lesie żywego niedźwiedzia - co dziś rzadko już się zdarza. Uprzedzając następne pytanie: nie, nie wystrzeliłem.
- Wśród gratulacji które były składane na Pana ręce, po historycznym dla rosyjskiej siatkówki zwycięstwie nad Brazylią w wielkim finale IO, były też takie, które sprawiły Panu najwięcej satysfakcji? Może były to te od tych osób, kto szczególnie ostro krytykowały Pana sposób pracy i decyzje personalne przed Olimpiadą.
- Myślę, że o krytykach nie ma sensu dziś mówić. Przyznam się, że ja już wcześniej bardzo spokojnie reagowałem na ich najróżniejsze wypowiedzi i krytykę pod moim adresem. U nas wszyscy uważają, że znają się na sporcie, gdy tymczasem takiemu krawcu nie jakoś nie udziela dobrych rad jak szyć ubrania. Więc zdaje sobie sprawę, że gdybym musiał zwracać uwagę na opinie każdego tak zwanego "eksperta", to moje życie stałoby się trudne do wytrzymania. Ale odpowiadając na pytanie, gdy w Londynie zdobyliśmy złoto, to oczywiście, także dotychczasowi krytycy pośpieszyli z gratulacjami. Nie jestem małostkowy, więc jeśli widziałem, że są szczere, to przyjmowałem je w dobrej wierze. Jak przykładowe te, ze strony Gienadija Szipulina, który podszedł do mnie i pogratulował złota, jeszcze tam, na miejscu w Londynie.
- W porównaniu do czwartej i piątej partii w spotkaniu przeciwko Brazylii, w pierwszym i w drugim secie drużyna rosyjska grała wyraźnie poniżej pułapu własnych możliwości. Może Pan odpowiedzieć, dlaczego tak się stało?
- Jeszcze kilka lat temu reprezentacja Brazylii miała prawdziwy instynkt killera. Niektórzy przeciwnicy wychodząc przeciwko drużyny canarinhos, prawdę mówiąc przegrywali te spotkania jeszcze w szatni, inne starały się podjąć walkę na boisku, ale efekt i jednej i drugiej postawy był dokładnie taki sam, czyli z Brazylijczykami wszyscy i wszędzie w tych latach z reguły przegrywali . Dziś mogę powiedzieć, że reprezentacja Rosji jest już w stanie podjąć rękawice i jest gotowa konkurować z drużyną brazylijską jak równy z równym. Ale czy my jesteśmy od nich faktycznie lepsi? To raczej filozoficzne pytanie. Niech Pan nie zapomina o naszych dwóch wyraźnych porażkach z Brazylią, najpierw grudniowej w Pucharze Świata w Japonii, a teraz ostatnio w fazie grupowej już na IO w Londynie - obie były szczególnie dotkliwe, bo skończyły się wynikiem 0:3. Także w finale IO, nie mam wątpliwości, że gdyby nie nasz awaryjny plan taktyczny, polegający na przesunięciu Muserskiego na atak, a Michajłowa na przyjęcie, przegralibyśmy ten mecz gładko w trzech setach. I pytanie, na które staram się właśnie odpowiedzieć "czy faktycznie jesteśmy już lepsi od Brazylii?" byłoby wtedy zupełnie bezprzedmiotowe i bezzasadne. Wszystko jest więc względne - choć oczywiście o ocenie decyduje przede wszystkim ostateczny rezultat.
- Ano właśnie. Wspomniana zamiana: Muserski, przechodzi ze środka na prawy atak, Michajłow z prawego ataku na atak lewy, to była nasza odrobiona i przygotowana praca domowa, czy tak zwana "potrzeba chwili" i improwizacja?
- Potrzeba chwili i improwizacja. Jak Pan wie, w Londynie Maksim Michajłow był naszym jedynym nominalnym atakującym grającym po przekątnej z rozgrywającym. Tylko w przypadku poważnej kontuzji Michajłowa, rozważaliśmy przesunięcie Muserskiego na prawy atak, jako ewentualnego dublera Maksima.... Ale po dwóch przegranych wyraźnie setach w wielkim finale IO uświadomiłem sobie, że jeśli nie zrobię kilku zasadniczych zmian, jeśli nie zareaguje i nie będę potrafił wpłynąć na to co się dzieje na boisku jako trener, to będzie to następny już mecz, który przegrywamy gładko z Brazylią 0:3. Żeby wyjść z tego kręgu naszej niemocy, podjąłem świadomą decyzję o pokerowej zagrywce i przetasowałem ustawienie drużyny. Oczywiście, teraz jest łatwo powiedzieć i skonstatować fakt, że to hazardowe posunięcie zmieniło losy finału. Ale niech ktoś sobie wyobrazi przez chwilę, że ten pomysł, mówiąc kolokwialnie by nie wypalił. Przecież wtedy, przede wszystkim właśnie Wy - dziennikarze, pozostając przy kolokwialnych sformułowaniach, wdeptalibyście mnie wtedy równo w glebę, albo wprasowali w asfalt.
- Pomysł, ze zamianą pozycji przez Muserskiego i Michajłowa w trakcie meczu, to już nie pierwszy Pana udany "fortel" w tym roku, który wpłynął na losy spotkania. Pamiętam, jak w czwartym secie finału Ligi Mistrzów w Łodzi ze Skrą Bełchatów, udało się Panu zdekoncentrować przy piłce meczowej podczas zagrywki Mariusza Wlazłego, dwoma wziętymi pod rząd time-autami. Dzięki temu sprytnemu posunięciu, polski atakujący wyraźnie zdekoncentrował się i przy swojej zagrywce posłał piłkę meczową dla "Skry" w pół siatki. "Zenit" odzyskał zagrywkę, i przy niej najpierw wygrał czwartą partię na przewagi, a później udało mu się na swoją szalę przechylić także i tie-break.
- W tych czasach na najwyższym siatkarskim poziomie, zawodnicy drużyny przeciwnej, ich walory i słabości, są prześwietlone tak dokładnie, że umiejętności i ułomności naszych rywali znamy nieraz nawet lepiej i wiemy o nich więcej , niż oni sami wiedzą o sobie. Istnieją wyrafinowane programy statystyczne, a w każdym klubie i reprezentacji pracuje zespół analityków, lub przynajmniej statystyk. Więc w takich pojedynkach czołowych drużyn niewiele jest meczów, gdzie nie usiłujesz zaskoczyć i zaszachować rywala jakimś nieoczekiwanym dla niego posunięcie. Jednakże, choć istnieje jakaś szansa na to, że dadzą one faktycznie przewagę, istnieje też możliwość, że te siatkarskie fortele w ogóle nie zadziałają, albo wręcz będą bardzo niekorzystnie odbijać się na twojej grze.
- A czy można traktować, jako taką niestandardową zagrywkę taktyczną, oparcie gry sbornej na IO w Londynie na 36-letnim Siergieju Tietiuchinie? Siatkarzu, który w Rosji, bez dwóch zdań, stał się żywą siatkarską legendą, ale nikt też chyba nie oczekiwał, że w tym wieku, wkład weterana grę drużyny na Igrzyskach Olimpijskich będzie tak olbrzymi.
- Że Siergiej powinien pojechać na IO do Londynu nikt nie miał nigdy wątpliwości. Nawet, jeśli byłby tam w nieco słabszej formie i nie grał podczas Olimpiady swojej najlepszej siatkówki, Siergiej jest nadal bardzo ważną częścią tego zespołu. I to nie tylko na boisku, ale także w szatni. Jeśli zaś chodzi o stronę czysto sportową i wkład Tietiuchina w grę drużyny na boisku, to już po podczas grudniowego Pucharu Świata w Japonii, dopóki nie wyeliminowała go kontuzja, był prawdziwym liderem drużyny. Pamiętam pierwsze dwa mecze w tym turnieju z Włochami, z USA - to głównie dzięki grze Tietiuchina odnieśliśmy w nich zwycięstwa. I teraz na Olimpiadzie on wszystkim pokazał, co oznaczy prawdziwy lider w drużynie, który potrafi wziąć na siebie ciężar gry w najważniejszych momentach. Proszę sobie przypomnieć jak w trzecim secie wielkiego finału IO przegrywaliśmy już 19:22 z Brazylią. Można teraz dzielić włos na czworo i mówić o takich, czy innych moich decyzjach, czy intuicji taktycznej, ale tak naprawdę przełomowym momentem finału był ten moment, kiedy Tietiuchin przy stanie 19:22 dla Brazylii poszedł na zagrywkę i po jego serwisach udało nam się wyrównać. Przypadek, cud, szczęście? Nie, żaden cud i żaden fart- Siergiej w swojej karierze w ten sposób wygrał już tysiące partii i setki spotkań! Wychodził na zagrywkę i serwował asy, albo kończył niemożliwe sytuacyjne piłki w kontrach, albo jeszcze, kiedy indziej wyciągał równie niemożliwe piłki w obronie. To nie tylko wielki gracz, ale prawdziwy lider drużyny. To po jego serii zagrywek mecz finałowy z Brazylią odwrócił się się o 180 stopni.
- Na jakie miejsce sborna mogłaby liczyć w Londynie, gdyby zabrakło tam Tietiuchina?
- Myślę, że byliśmy w stanie nawet bez Siergieja zdobyć tam medal, ale nie byłby to medal złoty.
- Wśród sportowców i trenerów dosyć częsta jest sytuacja, gdy nie chcą rozmawiać z prasą po dotkliwej, lub upokarzającej porażce. Ale to było raczej niezwykłe, widzieć ucieczkę Pana po zwycięstwie w finale olimpijskim. Rzucił Pan tylko, mam wrażenie, że trochę na odczepnego, dwa krótkie zdania do telewizyjnej kamery, a potem bardzo szybko, uciekł i ukrył się przed kamerami i dyktafonami dziennikarzy.
- Każdy wywiad oznacza dla mnie, że muszę się skupić i wydatkować pewną ilość energii: sięgnąć do własnej pamięci, doświadczeń, przemyśleń. A w tamtym momencie byłem w pewnym sensie kompletnie rozbity. Dodatkowo, tak szczerze mówiąc, ja naprawdę nie znoszę sytuacji, kiedy dziennikarze nie są przygotowani merytorycznie do rozmowy z góry i zaczynają zadawać pytania, które właśnie przed chwilą wpadły im do głowy. Zadano mi głupie pytanie: "jak się czuję?". A niby jak się miałem czuć w takim momencie? Byłem w stanie euforii, to oczywiste. Jeśli wygrywasz coś takiego jak złoty medal na IO, to nawet nie od razu jesteś w stanie zrozumieć, co się właściwie dzieje wokół ciebie. Zwyczajnie zabrakło mi wtedy najprostszych słów. Potem zapytałem: "- czy będzie pomeczowa konferencji prasowa?". Odpowiedziano mi, że nie będzie. Czekała nas jeszcze dekoracja, odbieranie medali, znowu trudno było kontrolować emocje. Nie, naprawdę nie miałem już sił, żeby po tym wszystkim pójść na konferencje, odpowiadać na pytania dziennikarzy. Jest im jednak przykro, że z boku, mogło to wyglądać na brak szacunku dla brazylijskiego trenera Bernardino, który zjawił się na tej konferencji, a także innych ludzi.
- Prawie połowa drużyny w Londynie zmagała się tam z kontuzjami, choć były to urazy różnego stopnia. Jakie mogą być tego konsekwencje?
- Bardzo aktualne pytanie. Przed igrzyskami powiedziałem na konferencji: "wszystko jest ze zdrowiem zawodników w porządku, przygotowania idą zgodnie z planem." W rzeczywistości, tak jednak wcale nie było. W pracy w ośrodku w Anapa praktycznie cały czas nie tyle przygotowywaliśmy się do startu na Igrzyskach Olimpijskich, co otworzyliśmy oddział pourazowej rehabilitacji. Taras Chtiej, kiedy zjawił się w Anapie, nie tylko nie biegał, ale nawet nie truchtał. Dopiero pod sam koniec zgrupowanie, mógł zacząć ostrożnie skakać na treningach. W tym okresie także Siergiej Tietiuchin nie mógł trenować - lekarze zdiagnozowali u niego problemy z sercem. Wołkow z powodu kontuzji kolana, także musiał pauzować. Butko, również z powodu problemów z kolanem, opuścił ostatnią rundę fazy grupowej Ligi Światowej. Grankin z powodu problemów zdrowotnych nie pojechał z drużyną na Puchar Świata do Japonii, a w tym roku załapał się do drużyny w ostatniej chwili. W Londynie wszyscy ci zawodnicy, to siatkarze wyjściowej szóstki. Poza tym Muserski, Wołkow i Chtiej , jeszcze w trakcie sezonu klubowego przeszli poważne operacje.
Dlaczego tak się dzieje? Głównie, dlatego, że są to zawodnicy z drużyny narodowej, którzy non-stop grają cały rok. W mojej opinii, w naszym kraju istnieje histeria na punkcie wyników. Wszyscy żądają od nas zwycięstw i tylko zwycięstw. Zarówno kluby, jak i reprezentacja. A przecież na IO startuje 12 drużyn - i wszyscy pragną tego złota. W mistrzostwach Rosji, też wszyscy koniecznie chcą pokonać "Zenit" Kazań. A siatkówka - to przede wszystkim ludzie. Traktujemy ich zatem , jak ludzi, a nie jak jakieś maszyny, jak metal. Zaklinam się na Boga, że to się jeszcze kiedyś bardzo smutno dla nas wszystkich skończy.
W tym roku zabrzmiał głośny dzwonek alarmowy. Dzięki naszemu trenerowi od przygotowania fizycznego Siergiejowi Aleksiejewu, zrobiliśmy niesamowitą robotę. Podnieśliśmy półżywych ludzi prosto ze stołu operacyjnego i nie tylko postawiliśmy ich na nogi, ale zrobiliśmy z nich pełnosprawnych siatkarzy. Dwa fizjoterapeuci sbornej: Ramis Szirjazdanow, oraz Paweł Griewcow również bardzo ciężko pracowali. Ci ludzie prawie zawsze pozostają w cieniu, a ich pracy na pewno trzeba teraz wspomnieć. Nasz lekarz Jarosław Smakotnin po każdym meczu odciągał od 30 do 40 ml płynu z kolana Wołkowa. Równocześnie monitorował stan zdrowia i od rana do wieczora starał się nie odstępować na krok Tietiuchina. To wszystko tylko po to, żeby drużyna mogła w pełnym składzie pojechać na Igrzyska Olimpijskie, nie mówimy tu wcale od razu o sięganiu tam po złote medale. Musimy się zastanawiać, dlaczego nasi siatkarze, właściwie wszyscy co do jednego, a średnia wieku tej drużyny to tylko 25 lat, mają za sobą poważne operacje ortopedyczne. Wyjątkiem, o którym zapominałem jest Dmitrij Ilinych, ale on ma dopiero 23 lata.
- Jest jakieś dobre rozwiązanie?
- Trzeba podjąć wspólne, mądre decyzję. Chcę poruszyć tę kwestię na najbliższym posiedzeniu rady trenerów Rosyjskiej Federacji siatkówki. Być może warto zwrócić się do klubów z prośbą, o mniejsze obciążenia dla siatkarzy-reprezentantów. Bo na razie w klubie im mówią na okrągło "musisz-musisz-musisz", a potem w reprezentacji znowu to samo "musisz-musisz". I ta sytuacja trwa przecież nie od roku, czy od dwóch lat, tylko od dekady. Dlaczego nie weszliśmy do "Final Six" Ligi Światowej? Nie dlatego, że nie chcieliśmy, ale dlatego, że w tym roku nie mieliśmy dosyć czasu na rehabilitację podstawowych siatkarzy reprezentacji przed Ligą Światową.
- Jaka jest obecna sytuacja z kolanem Wołkowa?
- Problem jest naprawdę bardzo poważny. W najbliższych dniach ma pojechać do Niemiec do prowadzącego go ortopedy, który wybierze wariant dalszego leczenia. Pierwszy wariant - to powtórna operacja kolana Aleksandra. Wtedy trzeba by było chirurgicznie obudować resztki chrząstki stawu kolanowego. Przy tym scenariuszu następny sezon ligowy Aleksander straciłby całkowicie. Druga opcja - regeneracja chrząstki stawowej, m.in. poprzez podawanie preparatów glukozaminy, w specjalizującej się chrząstkach stawu kolanowego klinice ortopedycznej w Hamburgu. Ale i w tym przypadku, przed Nowym Rokiem Wołkowa na boisku nie zobaczymy. Taka jest cena za z Igrzyska Olimpijskie.
- A inni siatkarze z urazami?
- Butko był już operowany. 14 sierpnia - natychmiast po powrocie z Londynu, usunięto mu łąkotkę. Chtiej - jak myślę, już od początku sezonu będzie już w stanie pomóc swojej drużynie klubowej "Belogorje". Także Muserski nie ma przynajmniej w tym momencie żadnych poważnych problemów zdrowotnych. Natomiast jest poważny problem ze stawem skokowym Maksima Michajłowa. I nie tylko dlatego, że podkręcił go na sparringu z Bułgarią, tu przed samym startem IO w Londynie. Możliwe więc, że także Michajłow będzie musiał wkrótce przejść zabieg operacyjny.
- Jak Pan uważa, czy pierwsza w historii rosyjskiej siatkówki, absencji drużyna w finale Ligi Światowej, przypadkiem nie dodała zawodnikom sbornej dodatkowej motywacji podczas Igrzysk Olimpijskich?
- Teraz post factum łatwo jest spekulować, ale wcześniej nikt nie widział, jaka strategia przygotowań i budowania formy będzie najlepsza. Przykładowo Włosi, którzy specjalnie odpuścili "Final Six" Ligi Światowej w Sofii - w Londynie znaleźli się na podium. Brazylijczycy, co prawda uczestniczyli w "Final Six" w Sofii, ale nie wyszli tam z grupy, a w Londynie, na Igrzyskach doszli do wielkiego finału.
- A jak Panu się w Londynie podobała drużyna bułgarska, zaledwie miesiąc po wstrząsie, jaką niewątpliwie była dymisja trenera Stojeczewa i rezygnacja z gry w kadrze lidera tego zespołu Mateja Kazijskiego?
- Po wspomnianym już sparringu, który zagraliśmy z drużyną bułgarską w Londynie, pogwarzyliśmy sobie moment z Władimirem Nikołowem. I on mi powiedział wtedy coś takiego: "przyjechaliśmy tu właściwie jako turyści." Już wtedy zdałem sobie sprawę, że Bułgarzy będą w Londynie bardzo, ale to bardzo niebezpieczni. Bo ja świetnie wiem, że kiedy musisz grać pod presją wyniku, kiedy wiesz, ze nie ma miejsca na błędy, a kiedy nikt na ciebie nie stawia i możesz grać na zupełnym luzie. To są dwie całkiem różne sytuacje.
- A rosyjska reprezentacja była kiedykolwiek w takiej, że mogła grać bez presji i po prostu, zwyczajnie cieszyć się siatkówką?
- Nie przypominam sobie. Chociaż, podczas Pucharu Świata w Japonii z Polską, kiedy prowadziliśmy już 2:1 w setach i zagwarantowaliśmy sobie zwycięstwo w całym turnieju, trzy ostatnie sety tego meczu były faktycznie dla nas już meczem bez stawki (jak wszyscy pewnie pamiętamy, Rosjanie wygrali ten mecz ostatecznie 3:2, choć w tie-breaku biało-czerwoni prowadzili już 14:9 i zmarnowali pięć kolejnych piłek meczowych - przyp. tłum.)
- Porozmawiajmy chwilę, o sprawach klubowych "Zenitu" Kazań. Co było powodem, że zapowiadany głośny transfer do "Zenitu" kubańskiego przyjmującego Osmany Juantoreny nie doszedł ostatecznie do skutku?
- Po wstępnych rozmowach i negocjacjach zawodnik kubański zgodził się na przejście do naszego klubu. Wszystkie warunki zostały określone, umowa na zasadzie "2 +1" została podpisana. Trzeba było jeszcze tylko zapłacić odszkodowanie za zerwanie poprzedniego, ważnego kontraktu, jaki Juantorena zawarł z "Trentino". Gdy rozmawiałem z prezesem włoskiego klubu w trakcie "Final Four" Ligi Mistrzów w Łodzi, to ten mi powiedział: "- to oczywiście dla nas bardzo smutne, że przegraliśmy w waszą drużyną w półfinale Final Four, ale w sprawie przejścia Juantoreny, jakoś się dogadamy." Ale w ostatniej chwili prezes Mosna zmienił jednak zdanie i odmówił zgody na przejście do Kazania kubańskiego przyjmującego. Mówiliśmy mu, że stworzył sytuację, która jest patowa: przecież Juantorena podpisał już z nami umowę, kwota odstępnego w stosunku do Trentino też została już uzgodniona. Ale prezydent Mosna był zdeterminowany i okazał się niewzruszony; pomimo kryzysu finansowego we włoskiej siatkówce, postanowił zatrzymać kubańskiego siatkarza bezprecedensowymi w tamtych realiach pieniędzmi i będzie mu płacił 750.000 Euro rocznie. Nawiasem mówiąc ten sam człowiek, jest prezesem włoskiej Serie A1 i w tej roli wydał walkę przeciwko, jego zdaniem, nadmiernie zawyżonym i nieadekwatnym wynagrodzeniach siatkarzy we włoskiej lidze zawodowej. Ponieważ po przedstawieniu tych nowych warunków kontraktu różnica pomiędzy tym, co oferowało "Trentino", a tym co oferował "Zenit" była już niewielka, Juantorena zdecydował się pozostać i grać dalej we Włoszech, gdzie przez te lata zdążył się już zadomowić i założył rodzinę. A w takich sytuacjach FIVB praktycznie zawsze stoi po stronie zawodnika.
- Czy trudno jest łączyć pracę w klubie i reprezentacji, nie mając w ciągu roku praktycznie w ogóle czasu na wakacje?
- Tak. Nawet bardzo trudno. I problem nawet nie zmęczeniu fizycznym. Po prostu pracuje akurat w dwóch takich zespołach, zarówno w reprezentacji, jak i w klubie, gdzie każde miejsce inne niż pierwsze, uważane jest już za porażkę. Dlatego pracuje pod stałą psychologiczną presją wyniku. Poza tym inni sportowcy, na przykład lekkoatleci, wypracowują szczyt formy raz po roku. W tym roku wzięli udział w Olimpiadzie, więc teraz mogą już sobie odpocząć. Natomiast my siatkarze, mamy tych szczytów formy, jeśli je dobrze policzyć , aż siedem, czy osiem. Bo i grudniowy finał Pucharu Rosji, i faza pucharowa rozgrywek ligowych, Final Four Champions League, Klubowe Mistrzostwa Świata w Doha, Finał Ligi Światowej, Mistrzostwa Europy, Puchar Świata, Igrzyska Olimpijskie. Nie jest fizycznie możliwe, siedem, czy nawet osiem razy w roku dojść do optymalnej formy.
- Tak więc z 24 złotych medali, które przywieźli rosyjscy sportowcy z IO w Londynie, złoty medal rosyjskich siatkarzy uważa Pan za bardziej wartościowy od innych?
- Dla mnie jak najbardziej tak.
- Jak Pan uważa, jakie są perspektywy męskiej sbornej na następne lata?
- Sam jeszcze nie wiem, czy dalej będę pracował w roli selekcjonera. Mój kontrakt z WFW (Rosyjską Federacją Siatkówki) był ważny tylko do końca Igrzysk w Londynie, więc w tym momencie formalnie już wygasł.
- Ale nikt chyba nie przypuszcza, że po pierwszym po 32 latach tryumfie męskiej reprezentacji siatkarskiej na Igrzyskach Olimpijskich Federacji, ktoś będzie głosował za tym, żeby Pan teraz odszedł z tego stanowiska. Zatem faktycznie ta decyzja należy tylko do Pana.
- Taką decyzję, odchodzę czy zostaję, już podjąłem. Ale przed rozmową z kierownictwem Rosyjskiej Federacji Siatkówki, nie chcę jej publicznie ujawniać. Jeśli zaś chodzi o przyszłość sbornej, to dla każdego trenera zadaniem będzie stopniowa zmiana pokoleniowa w reprezentacji. Nie tylko Siergiej Tietiuchin, ale prawdopodobnie także Taras Chtiej zakończyli już swoją reprezentacyjną karierę. Ze środkowymi, sytuacja jest mnie więcej ustalona i nie ma tu większego problemu. Kandydatów do gry na przyjęciu w drużynie narodowej także mamy - trzeba z nimi tylko pracować i ich ogrywać: Ilinych, Birjukow, Rodiczew, Bierieżko, Siwożelez. No i Spirydonow, jeśli pójdzie po rozum do głowy i wreszcie zrozumie, czym jest honor gry w reprezentacji kraju.
- Co może Pan powiedzieć o tych siatkarzach, którzy ostatnio do sbornej nie byli powoływani: na przykład o Semenie Połtawskim, Aleksieju Werbowie? Drzwi do drużyny narodowej są dla niech otwartej, czy ich czas w sbornej już minął?
- Drzwi są otwarte dla każdego. Ale zawodnik musi najpierw udowodnić swoją chęć występowania w reprezentacji kraju, nie tyle językiem, ale przede wszystkim czynem. Udowodnić, że faktycznie zależy mu na tym, żeby grać drużynie narodowej selekcjonerowi. Myślę, o każdym selekcjonerze. Ale prawda - szczególnie takiemu jak ja.
- Czy Siergiej Grankin podczas tegorocznych przygotowań przekonał w ten sposób Pana do siebie?
- Myślę, że tak. Może to, co teraz powiem zabrzmi niegrzecznie, dosadnie, może nawet grubiańsko, ale Siergiej miał ogromny problem przede wszystkim ze sobą. Uważał się już za Bóg wiek kogo, za fenomenalnego rozgrywającego, choć do tego bardzo dużo mu ciągle brakuje. Ale tym razem grał w Londynie starał się jak tylko mógł. Zrezygnował z popisywanie się swoimi firmowymi fenomenalnymi trikami .. i został mistrzem olimpijskim. Warto, żeby teraz wyciągnął z tego właściwe wnioski. Przed nim jest jeszcze moc pracy na sobą.
- Wiele osób uważa, że trenera, który mógłby poprowadzić reprezentację, w Rosji w tym momencie nie mamy....
- I to jest bardzo złe. Jednym z najważniejszych zadań, którymi federacja szybko powinna się zająć, to przygotowanie dobrze wykształconych, kompetentnych kadr trenerskich. Nie może być tak, że najpierw mówimy, że zagraniczni trenerzy są nam w ogóle nie potrzebni, że sami wiemy najlepiej jak się trenuje, a potem, kiedy przychodzi co do czego, dobrego rosyjskiego trenera , któremu można powierzyć reprezentację, trudno jest znaleźć. Tak jak powiedziałem, trzeba zacząć analizować przyczyny tak wielu kontuzji, które są zmorą rosyjskiej siatkówki i zacząć podnosić poziom naszych trenerów. Można to zrobić na wiele sposobów - na przykład można powtórzyć włoską drogę. Od 1980 do 1995 roku, przez klubowe mistrzostwa Włoch przewinęli się praktycznie wszyscy najlepsi trenerzy świata: Argentyńczycy, Brazylijczycy, Rosjanie, trenerzy z Europy... A dziś wielu wielkich włoskich szkoleniowców, którzy są obecnie uznawani za elitę w tym zawodzie, to były młode chłopaki, które z kajecikiem i długopisikiem w ręku, podpatrywali pilnie metody pracy tych zagranicznych szkoleniowców, wchłaniając jak w gąbkę najciekawsze i najlepsze pomysły siatkarskiego coachingu.
- A jak się Pan odniesie do pomysłu zaproszenie na stanowisko selekcjonera Rosji zagranicznego szkoleniowca?
- Zasadniczo to nie mam nic przeciwko obcokrajowcom. Natomiast jestem przeciwko temu, kiedy oni nas podczas pracy w Rosji kompletnie ignorują. Przyjeżdża taki włoski trener i ciągnie ze sobą orszak pięciu Włochów. Obiecuje i udaje mu się osiągnąć wynik - obnoszą go jak króla. Wyniku nie ma - Włoch mówi "nie udało się" i wraca z tą całą swoją świtą do Italii. Oczywiste jest, że zagranicznemu trenerowi jest łatwiej pracować z zaufanymi ludźmi. Jednak, jeśli popatrzę, co dzieje się za Apeninami, to jakoś nie widzę takiej sytuacji, żeby w klubie, gdzie na przykład pracuje bułgarski trener, jego pięciu asystentów także było Bułgarami . Co wynieśliśmy z pracy Daniele Bagnoli w reprezentacji Rosji w latach 2009-2010? Jego jedynym rosyjskim asystentem był Jarosław Antonow, który obecnie w ogóle nie trenuje, tylko zajął się menedżmentem sportowym. Natomiast cała reszta sztabu Bagnoli to byli Włosi. Gdybym był decydentem naszej siatkarskiej centrali, to zmusiłbym Bagnoli, aby swój sztab zorganizował z młodych Rosjan, którzy mieliby ochotę uczyć się od niego. Podpatrywali, jak on myśli, jak trenuje. Bagnoli, a wcześniej Zoran Gajić, to naprawdę świetni trenerzy. Problem natomiast leży w tym, że po ich pracy w Rosji, przynajmniej jeśli chodzi o myśl szkoleniową, nic kompletnie nam nie pozostało.
Z Władimirem Alekno rozmawial Anton Sołomin.
źródło: sport-express.ru
tłumaczenie: bazin | bazin dnia 23/08/2012 ·
211395 Komentarzy · 2141 Czytań
·
|
|
Komentarze |
|
dnia 23/08/2012
Nawet spotkałem w lesie żywego niedźwiedzia - co dziś rzadko już się zdarza. Uprzedzając następne pytanie: nie, nie wystrzeliłem.
ależ mamy polujących w tej siatkówce.
U nas wszyscy uważają, że znają się na sporcie,
wszędzie ludzie uważają, że znają się na sporcie
Świetny wywiad (ależ się rozgadał). W sumie jakby się zastanowic mają podobne problemy co my - brak trenerów np. , presja wyniku, dziennikarzy-hieny... |
dnia 23/08/2012
serciu jeżeli on ciesząc się... i izoluje od świata to hmmmm |
dnia 23/08/2012
Bazin, wielkie dzięki za kolejny ciekawy wywiad ale ten przypis tłumacza mogłeś sobie darować, naprawdę trudno zapomnieć to 14:9 |
dnia 23/08/2012
Bazin,dzięki
Bardzo dobra robota |
dnia 23/08/2012
Sborna dużo straci jak Alekno nie przedłuży swojej trenerskiej posługi. To jest facet na właściwym miejscu. Takie wywiady się świetnie czyta. Wielkie dzięki. |
dnia 23/08/2012
istnieje coś takiego jak mistrzostwa świata komputerów? |
dnia 23/08/2012
świetny wywiad dobrze że na początku padło nazwisko trenera, który się wypowiada, bo ... chwilami myślałam że czytam o naszych kłopotach |
dnia 24/08/2012
Swietna robota bazin bardzo fajnie czyta sie Alekno-filozofa tylko zastanawia mnie na ile to rzeczywista postawa a na ile poza- kreowanie sie na taka osobe. I na ile faktycznie Alekno zastanawia sie nad dalsza praca ze Sborna a na ile hamletyzuje i czy rzeczywiscie zrobi podobnie jak Scolari w 2002 roku w sumie z bardzo podobnych przyczyn. Zreszta miedzy nim a brazylijskim trenerem mistrzów swiata z 2002 widze podobny sposob dojscia do najwyzszej formy zawodników na najwazniejszej imprezie bo i kalendarz futbolowy i siatkarski sa mocno rozbudowane |
dnia 24/08/2012
Jeszcze trzeba wyjaśnić, kto jest aleknowym Romario. |
dnia 25/08/2012
http://tnij.org/rv67 |
|
Dodaj komentarz |
|
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
Oceny |
|
. . |
|
|
Logowanie |
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
- |
|
Shoutbox |
|
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
|