Komentuj! |
|
Ostatnie Artykuły |
|
Newsy- kategorie |
|
Informacje |
|
Użytkowników Online |
|
Gości Online: 9
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 417
Najnowszy Użytkownik: Barry
|
|
Anderson: Mówią, że Amerykanie są grubi i głupi |
Zenit Kazań W reprezentacji nazywali Ciebie "Pap". Dlaczego?
- Jest to skrót od angielskiego słowa Puppy - szczeniak. Byłem najmłodszym zawodnikiem w drużynie. Ale to nie jest najgorsze z pseudonimów, które jest obecne w świecie siatkówki. Jak nazywają mnie w Zenicie? Po prostu Matt.
Przez dwa lata grałeś w Korei Południowej. Podobało Ci się?
- To był szalony czas. Wszystko było fajne, a zarazem szalone. Siatkówka w Korei cieszy się dużą popularnością, a na zawodnikach wywierana jest ogromna presja.
Tańczyłeś przed kibicami Korei.
- Zostałem o to poproszony. To był rodzaj kampanii reklamowej. Teraz wstydzę się tego.
Link | chimer89 dnia 07/02/2013 ·
211395 Komentarzy · 3697 Czytań
·
|
|
Komentarze |
|
dnia 07/02/2013
Matt Ty kłamczuszku podobał Ci sie ten taniec hahaha |
dnia 07/02/2013
Ostatnio słyszałem, że panowała rZimna wojnar1; między Stanami Zjednoczonymi a Rosją.
aha. |
dnia 07/02/2013
między Stanami Zjednoczonymi a Rosją. Podwójne "aha"
To nie jest tak, że Koreańczycy idą do Twojego domu, kradną psa i zabierają go do kuchni. Nie? Poważnie? |
dnia 08/02/2013
Oh Matt... Czytaj te książki uważniej, chłopaku.
To nie jest najlepszy jego wywiad, ale rozstrzał tematyczny pytań ogromny, więc jest trochę usprawiedliwiony |
dnia 08/02/2013
Podwójne "aha"
Aha x1 jak najbardziej, ale Aha x2 to już czepialstwo. Ciastek jest tutaj akurat zupełnie niewinny. Może i powiedział Rosja, kto go tam wie (w tym momencie to chyba jedyny siatkarz amerykańskiej reprezentacji, który nie skończył żadnych studiów ) ale wywiad jest na rosyjskiej stronie więc byłoby dziwne, gdyby go dziennikarz przed oddaniem tekstu do druku tego nie wyłowił i nie poprawił. Wtedy to było już nie aha x2, tylko aha x3. TYle, że w rosyjskim oryginale jest jednak SSSR. |
dnia 08/02/2013
Zresztą w tłusty czwartek "jeździć" po Ciastku chyba nawet nie wypada. W końcu jego święto |
dnia 08/02/2013
kto jeździ, my jeno przytakujemy... ze zdumieniem |
dnia 08/02/2013
Faktycznie, jest CCCP. W takim razie to nie "aha" do Andersona, tylko do tłumacza.
Co nie zmienia faktu, że to nie czepialstwo dziwić się, że ktoś tych nazw nie rozróżnia. I studia do tego raczej niepotrzebne. |
dnia 08/02/2013
Zresztą w tłusty czwartek "jeździć" po Ciastku chyba nawet nie wypada. W końcu jego święto
|
dnia 08/02/2013
Co nie zmienia faktu, że to nie czepialstwo dziwić się, że ktoś tych nazw nie
Nie zapominajmy, że nasze języki mają swoją specyfikę. "Soviet Russia" w angielskim zawsze było i jest nadal powszechnie używane i nikt nie traktuje tego jako błąd. Także w języku polskim, zarówno przed wojną, ale też na emigracji w latach 1945-1989 używano przeważnie nazwy Rosja sowiecka. Nawet w pracach naukowych - jak się otworzy np. "Główne nurty marksizmu" Kołakowskiego, to wszędzie mamy tam właśnie Rosję sowiecką, nawet wtedy kiedy mowa jest o latach 30, czy 40 -stych ( bo jeśli chodzi o lata 1917-1921 kiedy ZSSR jeszcze formalnie nie istniał jest to jedyna prawidlowa nazwa) a nie Związek Sowiecki, czy Radziecki. |
dnia 08/02/2013
Matthew, porzuć książki - odpal SN |
dnia 08/02/2013
"Soviet Russia" w angielskim zawsze było i jest nadal powszechnie używane i nikt nie traktuje tego jako błąd. Owszem, nie traktuje się tego jako błąd, jeśli mowa o Republice Rosyjskiej jako części ZSRR. A na cały kraj mówiło się "Soviet Union". To trochę tak, jak z Anglią i Wielką Brytanią albo Czechami i Czechosłowacją.
A poza tym, to nie tylko kwesta nazwy, ale rozróżniania dwóch organizmów państwowych, różniących się chociażby terytorium (o ideologii nie wspominając).
Nie ma co się spierać - ktoś walnął babola. Albo tłumacz, albo Chrust. |
dnia 08/02/2013
Chrust.
|
dnia 08/02/2013
Owszem, nie traktuje się tego jako błąd, jeśli mowa o Republice Rosyjskiej jako części ZSRR. A na cały kraj mówiło się "Soviet Union". To trochę tak, jak z Anglią i Wielką Brytanią albo Czechami i Czechosłowacją.
Maynardzie - tu się jednak mylisz. W pracach naukowych przynajmniej w tytule, żaden anglojęzyczny bohemista, czy slawista nigdy nie pomyli Czechosłowacji z Czechami. Do tego jest zdolny chyba tylko redaktor Wanio, który rozmawiając niedawno z Michałem Masnym o słowackim sporcie, powiedział mu w pewnej chwili: "bo my wam zawsze zazdrościliśmy tylu kortów tenisowych w Pradze".
Natomiast nawet w pracach naukowych poświęconych historii komunizmu, czy terrorowi stalinowskiemu, firmowanych przez najbardziej znane angielskie i amerykańskie uniwersytety nazwy Soviet Russia i Soviet Union używane jako nazwa państwa ZSSR, naprawdę także i dziś używane są wymiennie i na gruncie języka angielskiego nikogo to nie razi. A już na pewno nie recenzentów naukowych, czy adiustatorów/redaktorów renomowanych wydawnictw naukowych, bo cóż prostszego jak zmienić tytuł?
Dwa przykłady z brzegu:
- książka Keith Neilson z 2006 roku wydana przez Cambridge University Press - "Britain, Soviet Russia and the Collapse of the Versailles Order, 1919-1939
- czy też praca Sheili Fitzpatrick wydana przez Oxford University Press w 1999 - Everyday Stalinism: Ordinary Life in Extraordinary Times: Soviet Russia in the 1930s |
dnia 08/02/2013
A zresztą, podejrzewam że Ciastek swoją wiedzę o zimnej wojnie czerpał nie tyle z książek, co np. z takich filmów -> http://www.youtube.com/watch?v=58Y_U4XZupY |
dnia 08/02/2013
Bazinie, to, że jakiegoś sformułowania się używa, to nie znaczy, że jest ono poprawne. Rosja Sowiecka i Związek Sowiecki to są (były) dwa różne byty.
Prace naukowe mają to do siebie, że nie wszystkie są wolne od błędów. Na temat odróżniania nazw bytów politycznych czy państwowych przez naukowców wydawanych m.in. przez Oxford, celnie wypowiedział się Davies, bezlitośnie punktując babole w bałaganie pojęciowym dotyczącym geografii i historii politycznej Wysp. Na marginesie zaznaczając, że skoro autorzy anglosascy mają problem z własnym podwórkiem, to nic dziwnego, że nie dość dokładnie się orientują w obcych rewirach.
- czy też praca Sheili Fitzpatrick wydana przez Oxford University Press w 1999 - Everyday Stalinism: Ordinary Life in Extraordinary Times: Soviet Russia in the 1930s
Pani Fitzparick konsekwentnie używa nazwy "Soviet Union", a zagadka, czemu w takim razie w tytule pojawia się "Soviet Russia", zostaje rozwiązana pod koniec wstępu: A word of warning about the scope of this book: its subject is everyday life in Russia, not the Soviet Union, and the time period with which it deals is the 1930s, not the whole of the Stalin era. |
dnia 08/02/2013
"bo my wam zawsze zazdrościliśmy tylu kortów tenisowych w Pradze".
zarzucaj linkiem |
dnia 08/02/2013
quote]Pani Fitzparick konsekwentnie używa nazwy "Soviet Union", a zagadka, czemu w takim razie w tytule pojawia się "Soviet Russia", zostaje rozwiązana pod koniec wstępu[/quote]
Nie do końca, bo w tej książce mowa jest między innymi o niszczeniu kościołów katolickich (czyli polskich) w obwodzie mińskim (czyli formalnie na terenie Białoruskiej SSR) na przełomie lat 20 i 30-tych, czy też o wielkim głodzie na Ukrainie. Z tego co pamiętam, bo nawet miałem ją w rękach - ta książka została akurat przełożona na polski i u nas wydana, na przykład stolica Uzbekistanu - czyli Taszkient też się tam gdzieś pojawia. .
Prace naukowe mają to do siebie, że nie wszystkie są wolne od błędów. Na temat odróżniania nazw bytów politycznych czy państwowych przez naukowców wydawanych m.in. przez Oxford, celnie wypowiedział się Davies, bezlitośnie punktując babole w bałaganie pojęciowym dotyczącym geografii i historii politycznej Wysp.
To pewnie prawda, ale skoro dla takiej prof. Fitzparick, niewątpliwego autorytetu jeśli chodzi o historię Rosji i Związku Radzieckiego, i jak czytam teraz w jej biogramie, przez wiele lat prezesa amerykańskiego stowarzyszenia studiów slawistycznych, nie tylko Mińsk, Odessa, ale nawet Taszkient w latach 30-tych mieszczą się obrębie tego co rozumieją pod pojęciem Rosja radziecka, to pewnie warto być bardziej tolerancyjnym dla Andersona, dla którego okres zimnej wojny może głównie kojarzyć się albo właśnie z Bondem, albo też z wciąż popularnymi wśród Amerykanów "in soviet Russia jokes". |
dnia 08/02/2013
karot - http://www.siatkarskaligatv.pl/Nowy-rozgrywajacy-polskiej-reprezentacji.html |
dnia 08/02/2013
zarzucaj linkiem
-> http://www.siatkarskaligatv.pl/Nowy-rozgrywajacy-polskiej-reprezentacji.html |
dnia 08/02/2013
wypowiedział się Davies, bezlitośnie punktując babole w bałaganie pojęciowym dotyczącym geografii i historii politycznej Wysp
Skądinąd wzrastająca entropia pod tym względem jest pewnie nieuchronna. Wielki, coroczny letni festiwal muzyczny w Londynie - Promsy, kończy się zawsze chóralnym odśpiewaniem przez wielotysieczny tłum nieoficjalnego hymnu brytyjskiego "Rule Britannia" połączonego z machaniem narodowymi chorągiewkami. -> http://www.youtube.com/watch?v=yprh8ElXgbU
I z roku na rok obok angielskich, szkockich, walijskich chorągiewek przybywa między innymi nie tylko np. niemieckich, ale także naszych barw. Że Niemcy się identyfikują z Wielką Brytanią to nawet rozumiem - w Londynie nadal rządzi dynastia hanowerska, a Hanower, czyli praktycznie całe północno-zachodnie Niemcy były połączone z Brytanią unią personalną przez wiele lat. Mają więc do tego prawo. Ale my aspirujemy, żeby stać się częścią Commonwealthu chyba dopiero od niedawna? |
dnia 08/02/2013
to ja sie odniose do tytulu...duza czesc "amerykanow" nie ma pojecia jak nazywa sie stolica USA.. |
dnia 08/02/2013
Wanio w ogóle cały czas jedzie tymi Czechami. |
dnia 08/02/2013
Nie do końca, bo w tej książce mowa jest między innymi o niszczeniu kościołów katolickich (czyli polskich) w obwodzie mińskim (czyli formalnie na terenie Białoruskiej SSR) na przełomie lat 20 i 30-tych, czy też o wielkim głodzie na Ukrainie. Z tego co pamiętam, bo nawet miałem ją w rękach - ta książka została akurat przełożona na polski i u nas wydana, na przykład stolica Uzbekistanu - czyli Taszkient też się tam gdzieś pojawia. No i jak tu ufać babeczce, która najpierw wyznacza granice tematu, a potem bezczelnie poza nie wyłazi? Dobrze pamiętasz - Taszkient pojawia się w cytacie dotyczącym industrializacji (choć kontekst tego pojawienia się sprawia, że nie bardzo się t nadaje na argument w naszej dyskusji)
pewnie warto być bardziej tolerancyjnym dla Andersona Ja Chrustowi odpuściłem w momencie zobaczenia "CCCP" w oryginalnej wersji wywiadu
Że Niemcy się identyfikują z Wielką Brytanią to nawet rozumiem - w Londynie nadal rządzi dynastia hanowerska, a Hanower, czyli praktycznie całe północno-zachodnie Niemcy były połączone z Brytanią unią personalną przez wiele lat. Mają więc do tego prawo. Ale my aspirujemy, żeby stać się częścią Commonwealthu chyba dopiero od niedawna? Niemcy to się powinni obrazić za to jak potraktowano ród Sachsen-Coburg und Gotha A my? No cóż,każdy chce być częścią imperium, nad którym słońce ie zachodzi |
dnia 08/02/2013
to ja sie odniose do tytulu...duza czesc "amerykanow" nie ma pojecia jak nazywa sie stolica USA..
Stolica USA? Przecież ważna jest stolica własnego stanu. Większość Polaków pewnie też nie ma pojęcia, mimo codziennych telewizyjnych, radiowych i prasowych wiadomości, gdzie znajduje się siedziba Komisji Europejskiej, czy parlamentu europejskiego Zresztą, myślę, że każdy ma święte prawo zupełnie nie interesować się wielką polityką, tym bardziej jeśli ma takie szczęście, że ta cała polityka bliżej nie interesuje sie nim samym. W końcu nikt inny, tylko amerykański pisarz i filozof Henry David Thoreau sformułował kiedyś ulubioną zasadę wszystkich liberałów, że im mniej rządu i im mnie z jego przedstawicielami obywatel ma do czynienia, tym lepiej dla wszystkich. Za wyjątkiem Stanów Zjednoczonych, w pierwszej połowie XIX wieku nikt by mu takiego bon motu pewnie nie pozwolił nawet opublikować.
Ale daleko posunięta ignorancja we własnej profesji? Nie tylko siatkarza, ale i dziennikarza. Na przykład świetny rozgrywający, jakim niewątpliwie jetst Marlon utrzymuje w wywiadzie, że najlepszymi przyjmującymi w męskiej są, jego rodak Murilo Endres, oraz Polak.... Matej Kazijski -> http://sport.mail.ru/news/volleyball/11911604/
Boski na pewno się ucieszy, że będzie mógł powołać w tym roku takiego siatkarza do naszej kadry. |
dnia 08/02/2013
Bedzie grał zamiast Ruciaka na pozycji serwujacego |
dnia 08/02/2013
Bedzie grał zamiast Ruciaka na pozycji serwujacego
Jestem za. |
dnia 08/02/2013
Większość Polaków pewnie też nie ma pojęcia, mimo codziennych telewizyjnych, radiowych i prasowych wiadomości, gdzie znajduje się siedziba Komisji Europejskiej, czy parlamentu europejskiego
Żartujesz? Na trzecim roku studiów ekonomicznych mieliśmy przygotować prezentacje i testy jednokrotnego wyboru dla całej grupy i dwie osoby (na 34) źle odpowiedziały na pytanie, kiedy Polska wstąpiła do UE...
A akurat o zimnej wojnie to i ja (ludzie z mojej generacji ogólnie) nie mam większego pojęcia. Tzn wiem, że była i nie usłyszałam tego ostatnio (), ale moje lekcje historii zakończyły się na drugiej wojnie światowej, potem pustka i wakacje. |
dnia 08/02/2013
Dajcie spokój, Miro się nie zgodzi. Będzie się obawiał, że Matejowi weszło w krew rycie pod prezesem federacji
Matej Matejem, ale powiedzcie mi, jak bardzo trzeba być utrudzonym, żeby z Sidao, kumpla z kadry, zrobić Sidana? |
dnia 08/02/2013
Ale daleko posunięta ignorancja we własnej profesji? Nie tylko siatkarza, ale i dziennikarza. Na przykład świetny rozgrywający, jakim niewątpliwie jetst Marlon utrzymuje w wywiadzie, że najlepszymi przyjmującymi w męskiej są, jego rodak Murilo Endres, oraz Polak.... Matej Kazijski
Ponoć dla zamorskich krajów Polska, Rosja (sowiecka oczywiście, kto by tam słyszał o Ukrainie czy Białorusi), Czechy, Słowacja (i najwyraźniej Bułgaria też ) to jeden i ten sam kraj. Pije się mnóstwo wódki i przepuszcza niedźwiedzie polarne na pasach. |
dnia 08/02/2013
Matt Ty kłamczuszku podobał Ci sie ten taniec hahaha
zademonstrujmy: http://www.youtube.com/watch?v=PJ3l_mu5stw Matt wygląda na zachwyconego |
dnia 08/02/2013
przepuszcza niedźwiedzie polarne na pasach.
na jakich pasach? |
dnia 08/02/2013
na jakich pasach?
No jak to jakich? wytyczonych patykami przez dzikich mieszkańców tundry |
dnia 08/02/2013
A potem można zobaczyć amerykański film sensacyjny (niestety, zapomniałem tytułu), w którym podczas wypowiadania kwestii przez członków rosyjskiej mafii można wyłączyć napisy, bo rzekome Iwany zasuwają po naszemu. |
dnia 08/02/2013
Chimerek on był prze zachwycony |
dnia 08/02/2013
No jak to jakich? wytyczonych patykami przez dzikich mieszkańców tundry
Tundrę to przecież u nas jest.
Przed DWŚ satyryk Światopełk Karpiński popełnił taki wierszyk, zatytyłowany nomen-omen "Amerykanin w Warszawie":
Chociaż tylko z samolotu, lecz widziałem Polskę całą, tundrę, tajgę, polskie błoto i kozaków armię białą.
Na ulicach wilki wyją,
ludzie wcale się nie myją,
szlachta bije się szablami
i poddanych szczuje psami.
Rząd wciąż gnębi Lodomerię
i gna Żydów na Syberię,
zaś posłowie z opozycji
muszą służyć przy policji |
dnia 08/02/2013
Ja sie nie dziwie Andersonowi i Amerykanom.
Historia raczej interesuja sie narody przegrane narody syte i zwycieskie skupiaja sie na dniu jutrzejszym. W Polsce do tego dochodzi martyrologiczna wizja Chrystusa narodow który koncertowo przepił swoja szanse historyczna na miano europejskiego mocarstwa. Ja jako fan historii swietnie zdaje sobie sprawe ze amerykanski system nauczania gdzie typowy Amerykanin nie wie jak sie nazywa stolica Niemiecz czy Francji za to wie jakie ma prawa jest duzo duzo lepszy od polskiego gdzie uczy sie wszystkiego na pamiec a potem i tak trzeba wyjechac zagranice za praca lub pracowac ponizej kwalifikacji i oczekiwan finansowych. W Polsce od cholery sił i srodków idzie w edukacje na zasadzie cała para w gwizdek w Ameryce uczy sie tylko tego co sie przyda w zyciu i dlatego system amerykanski jest zdecydowanie lepszy. |
dnia 08/02/2013
chciałam coś podobnego napisać, tygrysku |
dnia 09/02/2013
w Ameryce uczy sie tylko tego co sie przyda w zyciu i dlatego system amerykanski jest zdecydowanie lepszy. Wiedza o najnowszej historii własnego kraju jednak jest dość przydatna. Zwłaszcza jeśli dotyczy kwestii dość istotnych dla geopolityki całego świata. Można się z niej na przykład dowiedzieć, czemu tu i ówdzie za nami nie przepadają albo nie chcą robić interesów. Albo dlaczego nie jest dobrym pomysłem szkolić i zbroić różnych bad guys, którzy co prawda akurat w tym momencie walczą z komunistami, ale wcale nie dlatego, że są po naszej stronie. A potem Amerykanie często są zaskoczeni, jak im ktoś gdzieś pali flagę.
Już nie mówiąc o tym, że warto swoją ciekawość świata pobudzać, bo często nie wiadomo, co i kiedy może ci się przydać. A nawet jak ci się nie przyda, to twój świat dzięki niej jest bogatszy.
Można też oczywiście jak ludzie sprzed okresu powszechnej edukacji - nieczytaci i niepisaci, ale co tam, przecież do obsiania pola to niepotrzebne. W dodatku jak człowiek za dużo wie, to zaczyna się za dużo zastanawiać, a od myślenia, jak wiadomo, tylko głowa może rozboleć Na szczęście, jak się za dużo wie, to zawsze można zadać jakieś niewygodne pytanie w nieodpowiednim momencie i możemy się pozbyć bólu głowy wraz z nią |
dnia 09/02/2013
Historia raczej interesuja sie narody przegrane narody syte i zwycieskie skupiaja sie na dniu jutrzejszym.
Rosjanie z "akcją stalingradzką" to ostatnio pokazali. No chyba, że...?
a potem i tak trzeba wyjechac zagranice za praca lub pracowac ponizej kwalifikacji i oczekiwan finansowych.
Ale to tylko w małym stopniu koresponduje z samym poziomem i systemem edukacji. |
dnia 09/02/2013
Historia raczej interesuja sie narody przegrane narody syte i zwycieskie skupiaja sie na dniu jutrzejszym
Oj, to spore uproszczenie. W ubiegłym roku kupiłem sobie wydaną w Polsce książkę szwedzkiego autora Petera Englunda "Lata Wojen", która na kanwie biografii niejakiego Erika Dahlbergha ( inżynier wojskowy, architekt, historyk, kartograf, który startując w zasadzie od "pucybuta" w armii szwedzkiej doszedł aż do stopnia feldmarszałka) opowiada po prostu historię wojny trzydziestoletniej, oczywiście widzianej z perspektywy szwedzkiej, czyli co tu kryć, z dosyć dziś jednak dwuznacznej perspektywy łupieżcy Europy, a nie na przykład matki Courage, czy jej dzieci.
W sumie książka historyczna, jak to książka. Do czysto literackiego poziomu np. francuskich powieści historycznych Maurice Druona o Kapetyngach i Walezjuszach (Królowie przeklęci) nie ma co Englunda przyrównywać. Poza tym czytelnika nie-Szweda na półce księgarskiej muszą przerażać jej rozmiary. 800, czy nawet 900 stron - jest niczym szwedzka kolubryna, którą Kmicic wysadził pod Częstochową.
Praca nie tak znowu stara, napisana już w XXI wieku, więc zaskoczyła mnie w tym wszystkim informacja podana na tylnej okładce książki, jaki nakład miała ta "opowieść historyczna" w samej Szwecji - prawie ćwierć miliona egzemplarzy. W 9 milionowym kraju to naprawdę niewiarygodnie dużo. Jej popularność, podobnie jak innych podobnych książek Englunda, poświęconych m.in Karolowi XI, byłaby symptomem tego, że Szwecja pogrąża się w kryzysie ekonomicznym? I czego współcześni Szwedzi w historii swojego kraju w XVII wieku, kiedy ludność praktycznie całej północnej Europy nienawidziła pustoszącej kolejne kraje ogniem i mieczem szwedzkiej armii, gorzej niż zarazy (w niektórych regionach Niemiec jeszcze 100 lat temu nie znającymi litości Szwedami straszono małe dzieci) tak naprawdę dziś szukają? Może więc i oni po prostu czasami lubią sobie wrócić do czasów, kiedy w dużym stopniu przyczynili się do tego, że w ciągu życia jednego pokolenia ludność praktycznie całej północnej Europy na skutek permanentnej wojny głodowała, klepała biedę i zmniejszyła się o 1/3, ale przy tym wszystkim Szwecja zmarnowała swoją historyczną szansę zostania na dłużej europejskim mocarstwem? Tylko, czego ta cała historia wojny trzydziestoletniej może współczesnego Szweda i współczesne społeczeństwo szwedzkie nauczyć? |
dnia 09/02/2013
moja koleżanka była na wymianie w Stanach i jak ją koledzy w szkole pytali gdzie jest Polska to mówiła, że no mniej więcej między Rosją a Niemcami. Padło pytanie "Gdzie to jest w Kanadzie". Przykłady można mnożyć, dla mnie to jest zwykła ignorancja, NIC nie stoi na przeszkodzie, żeby podstawowy zakres wiedzy przyswoić i znać swoje prawa itd. |
dnia 09/02/2013
moja koleżanka była na wymianie w Stanach i jak ją koledzy w szkole pytali gdzie jest Polska to mówiła, że no mniej więcej między Rosją a Niemcami. Padło pytanie "Gdzie to jest w Kanadzie". Przykłady można mnożyć, dla mnie to jest zwykła ignorancja, NIC nie stoi na przeszkodzie, żeby podstawowy zakres wiedzy przyswoić i znać swoje prawa itd.
Pewnie Tyle że to już powinna być zwykła ciekawość świata i chęć niewydurnienia się przed ludźmi. Ponoć ponad 50% Amerykanów nie umie określić położenia swojego kraju na mapie świata... I to już nie dotyczy historii, a "dnia dzisiejszego" i takiej tępoty, braku ambicji i choćby krzty chęci samonauki nic nie usprawiedliwia. A tym bardziej system edukacji. |
dnia 09/02/2013
No albo już weźmy to jedzenie. Oni kupują nawet gotowe kanapki na kolację. Nie chce im się robić kompletnie nic. Nie wiem, z czego to wynika, bo nie wyobrażam sobie, jak można CHCIEĆ być grubym. Jeśli oni nie zdają sobie sprawy z tego, że wpieprzając po 5 cheeseburgerów fundują sobie bombę kaloryczną, która zaspokoiłaby średni żołądek przez tydzień, to już wynika to nie z lenistwa, ale ze zwykłej głupoty.
I tu dochodzimy do sedna: Amerykanie są grubi i głupi |
dnia 09/02/2013
Aha, zapomniałam wspomnieć o bekonie na każde śniadanie |
dnia 09/02/2013
Generalizowanie i tyle. W każdym kraju znajdzie się ktoś, kto wciąż uważa, że Sydney to stolica Australii. Można się naśmiewać, że Amerykanie to "debile", ale nie jest wina Matta czy innego młodziana, że mają taki system edukacji. A nam co po umiejętności obliczania funkcji kwadratowej? |
dnia 09/02/2013
To mówisz o kanapkach czy burgerach? Od kanapek się nie tyje, nawet tych gotowych, jeśli zawierają to samo co Twoje zrobione. A zazwyczaj tak jest i wg norm mogą leżeć 2 dni, potem do śmietnika. |
dnia 09/02/2013
A nam co po umiejętności obliczania funkcji kwadratowej?
Pewnie to samo, co innym "nam" po dogłębnej wiedzy na temat rozmnażania pantofelka. Szkoła ma dać wiedzę ogólną we wszystkich dziedzinach, żeby można było z nich wybrać to, co dla nas najbardziej interesujące. Jak masz 14 czy 15 lat nie wiesz, czy chleb będziesz jeść w życiu dzięki historii, biologii czy wspomnianej wyżej funkcji kwadratowej. |
dnia 10/02/2013
[url]Historia raczej interesuja sie narody przegrane narody syte i zwycieskie skupiaja sie na dniu jutrzejszym.
Rosjanie z "akcją stalingradzką" to ostatnio pokazali. No chyba, że...?
a potem i tak trzeba wyjechac zagranice za praca lub pracowac ponizej kwalifikacji i oczekiwan finansowych.
Ale to tylko w małym stopniu koresponduje z samym poziomem i systemem edukacji.[/url]
Wybacz ale Rosja to jest z pewnoscia europejskie mocarstwo i za narod przeagrany trudno ich uznac |
dnia 10/02/2013
Dodam tylko ze tak z 90% wiedzy przekazywanej we wspólczesnej polskiej szkole to nie jest juz wiedza niezbedna a w epoce internetu i wiki wiedza absolutnie zbedna
A co bitwy stalingradzkiej to tylko tak sie składa ze akurat wraz z bitwa na Łuku Kurskim były to najwieksze bitwy ladowe w historii wojen i najwazniejsze bitwy najwazniejszej wojny w dziejach świata. |
|
Dodaj komentarz |
|
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
Oceny |
|
. . |
|
|
Logowanie |
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
- |
|
Shoutbox |
|
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
|