Komentuj! |
|
Ostatnie Artykuły |
|
Newsy- kategorie |
|
Informacje |
|
Użytkowników Online |
|
Gości Online: 3
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 417
Najnowszy Użytkownik: Barry
|
|
Andrea Gardini: Wiedziałem, że jestem gotowy na to wyzwanie. |
Indykpol AZS Olsztyn Andrea Gardini: Wiedziałem, że jestem gotowy na to wyzwanie.
Andrea Gardini, był reprezentant Włoch, członek siatkarskiej Galerii Sław i obecny trener Indykpolu AZS-u Olsztyn. Panie trenerze, jak się zaczęła pańska przygoda z siatkówką?
- Ciężko powiedzieć bo ta przygoda rozpoczęła się wiele lat temu. Zacząłem uprawiać siatkówkę gdyż jako młody człowiek byłem wysoki i takie też były zalecenia lekarza, powiedział abym uprawiał albo siatkówkę, koszykówkę lub pływanie. Trzy dyscypliny do wyboru, zdecydowałem się na siatkówkę i jestem związany z tym sportem całe życie. Tak, siatkówka jest całym moim życiem, zacząłem przygodę z nią jako zawodnik, po zakończeniu kariery zawodowej zajmowałem stanowisko dyrektora sportowego we włoskiej siatkówce a obecnie jestem trenerem.
Dlaczego więc nie spróbował Pan swoich sił w koszykówce?
- Ależ próbowałem swoich sił w koszykówce. I nie ukrywam, koszykówka mi się podobała bo byłem w niej dobry, wiele rzeczy w niej przychodziło z łatwością. Ale w siatkówce było trochę inaczej, bo to jest trudna dyscyplina. Trudna pod kilkoma względami, reguły, zasady i sama umiejętność gry. I zdecydowałem się grać w siatkówkę bo uważałem, że będzie to dla mnie wyzwanie. Wyzwanie, któremu jestem w stanie podołać.
A czy pamięta Pan swój pierwszy, może nie mecz bo to pewnie bardzo odległa przeszłość, ale powiedzmy, trofeum?
- Pierwszy mecz to rzeczywiście bardzo daleka przeszłość (śmiech). Puchary to pamiętam ale jeżeli chodzi o mecze siatkarskie to bez wątpienia, w pamięci zapadł mi debiut w kadrze Włoch, pierwszy oficjalny mecz w seniorskiej reprezentacji. Było to spotkanie towarzyskie ale przyjęte przez władze siatkarskie jako mecz oficjalny, zagrałem przeciwko reprezentacji Argentyny i w moim debiucie okazaliśmy się lepsi od naszych rywali. Nie pamiętam już niestety wyniku ale pamiętam, że było to wyrównane spotkanie i to my byliśmy górą (śmiech).
Grał Pan w wielu klubach we Włoszech jednak najwięcej lat spędził w Sisleyu Treviso, aż 8 lat. Co spowodowało, że tyle lat był Pan w tym jednym miejscu?
- To był jeden z najlepszych włoskich klubów w tamtym okresie, prawdopodobnie też jeden z najlepszych na świecie. Grając w Sisleyu wielokrotnie zdobywaliśmy różne tytułu, kilkakrotnie wygrywaliśmy mistrzostwo kraju czy też Ligę Mistrzów. Dodatkowo w klubie zawsze był świetna atmosfera i nie było powodu abym wyjeżdżał z Treviso. W swojej karierze starałem się zawsze być najlepszy, aby grać z najlepszymi siatkarzami w najlepszych klubach. Grałem aby wygrywać a nie aby zostać. Włoska Serie A1 z tamtych czasów była najlepszą ligą do grania, nic więcej nie potrzebowałem.
Najlepsza drużyna dla najlepszego zawodnika?
- Tak (śmiech). Ale stwarzało to też możliwość do gry przeciwko innym, najlepszym siatkarzom świata, włoska liga była wtedy pełna gwiazd. Tamte spotkania były naprawdę emocjonujące.
Jak się zaczęła znajomość z Andreą Anastasim? Widać to na pańskich profilach społecznościowych, że jesteście niczym bracia.
- Nasza znajomość, nasza przyjaźń, trwa już wiele lat. Andrea był świadkiem na moim ślubie.
Poznaliśmy się w Sisleyu Treviso wiele lat temu, to była moja pierwsza przygoda z tym klubem, znaliśmy się też z reprezentacji ale dopiero w Sisleyu nasza znajomość stała się prawie braterską. Owszem, później nasze drogi się rozeszły bo graliśmy w innych klubach, następnie Andrea zakończył siatkarską karierę a ja dalej skakałem po parkiecie ale cały czas byliśmy w kontakcie. Nie ukrywam, że jest to dla mnie szczególna przyjaźń bo możemy ze sobą nie rozmawiać bardzo długo, możemy nie mieć okazji aby się zobaczyć ale gdy się spotkamy to czujemy się tak jakbyśmy ostatni raz rozmawiali 5 minut temu. Doskonale się uzupełniamy, czasem żartujemy sobie, że jesteśmy 'połączeni' ze sobą bo wiemy co druga osoba chce powiedzieć.
A właśnie, czy gdy kontaktujecie się ze sobą to rozmawiacie o sposobach prowadzenia treningów, rozmawiacie o taktyce? Czy może każdy ma swoje metody treningowe.
- Rozmawiamy bardzo często gdy tylko możemy ale nie zaczynamy rozmowy od siatkówki. Rozmawiamy o nas, o życiu codziennym, o rodzinie, o planach, o tym co się działo ale niestety w jakiś sposób rozmowa zawsze kończy się na siatkówce. Czasami pytamy się 'co byś zrobił w tej sytuacji' ale my doskonale wiemy, że to nasza praca i na koniec i tak będziemy robili to po swojemu. Znamy się też na tyle dobrze, że potrafimy przewidzieć jaka będzie odpowiedź drugiej strony. Rozmowa skupia się albo na bieżących tematach albo na wspomnieniach, nigdy nie schodzi na pracę.
Czy gdy Andrea Anastasi obejmował posadę trenera polskiej kadry siatkarzy, od razu skontaktował się z panem w kwestii współpracy?
- W 2010 roku zakończyliśmy pracę w sztabie kadry Włoch. Początkowo chciałem wykorzystać to doświadczenie jakie wyniosłem z kadry i zacząć pracować na własną rękę i szukałem klubu, który mógłbym poprowadzić. Był to jednak okres kiedy nie było wakatów i po paru miesiącach Andrea zatelefonował do mnie mówiąc, że właśnie objął posadę trenera reprezentacji Polski i prosi mnie abym wszedł do jego sztabu szkoleniowego. Byłem szczęśliwy, że znalazł zatrudnienie w Polsce ale chciałem zacząć pracować samemu, on jednak bardzo pragnął abym mu pomógł i cóż mogłem zrobić? To jest mój przyjaciel, wiele razy sobie pomagaliśmy i po krótkiej rozmowie spakowałem się i przyleciałem tutaj. Ale trochę się obawiałem bo nie ukrywam, że swoje życie spędziłem we Włoszech i trochę ta perspektywa zmiany miejsca mi się nie podobała bo nie znałem kraju. Ale po dwóch miesiącach wszystko zaczynało się układać, byłem zadowolony, że tu jestem. Bardzo spodobała mi się Polska, dzięki niej nabrałem cennego doświadczenia, nauczyła mnie wiele w kwestii bycia trenerem. To była bardzo cenna lekcja.
Cenna lekcja, która przełożyła się na zdobycie złotego medalu Ligi Światowej w 2012 roku.
- Tak, to był wspaniały sukces. Dwa lata ciężkiej pracy z reprezentacją, ten drugi rok był wyjątkowy dla Polski, udało nam się stworzyć coś niesamowitego. Niestety, później ta praca nie była już tak dobra. Owszem, zdarzają się takie sytuacje, że po sukcesie przyjdzie porażka ale byliśmy zawiedzeni tym, że tak się to potoczyło. Jednak ten czas uważam za wspaniały, na dwóch turniejach 'Ligi Światowej' graliśmy fantastyczną siatkówkę, byliśmy i nadal jesteśmy z tego dumni i zaowocowało to dwoma medalami.
Czyli pańską karierę trenerską zawdzięczamy Andrei Anastasiemu?
- W sumie tak. To on skontaktował się ze mną gdy objął posadę trenera reprezentacji Włoch. Jak wspomniałem, skończyłem pracować wtedy jako dyrektor sportowy we włoskiej federacji i potrzebowałem nowego wyzwania. Nie chciałem zrezygnować z siatkówki, nie mogłem bo znaczyła wiele w moim życiu. Ale odpowiedziałem mu, że nie wiem czy sobie poradzę z tym dlatego szybko zostałem wysłany przez federację na kurs, który zdałem i dopiero wtedy mogłem dołączyć do jego sztabu. Wtedy wiedziałem, że jestem gotowy na to wyzwanie.
Inne pytanie: Czy zawodnikowi, który dopiero co zakończył karierę, ciężko jest być trenerem? W jednym dniu jesteście kolegami z innymi zawodnikami ale w drugim dniu już nie jesteście równi, jest trener i jest zawodnik.
- Nie powiedziałbym tego. Problemem było to, że pierwszą posadą w roli trenera był sztab kadry narodowej, gdzie znałem paru zawodników i tu rzeczywiście, czasami było nie trudno ale dziwnie, mówić coś nie jak do kolegi ale do kogoś, kto cię musi słuchać. Bo nie lubię 'trenować' kolegów, są na tyle doświadczeni, że wiedzą co robić. Ale nie nazwałbym tej 'zmiany' za coś trudnego tylko za coś zupełnie innego, coś nowego. Bycie zawodnikiem to jedno, trenerem zaś drugie. Zawodnik skupia się na grze i na słuchaniu tego co ma do powiedzenia trener. Szkoleniowiec natomiast skupia się na grze zespołu, taktyce, przeciwniku, organizacji treningu i morale drużyny. Ale też nie da się powiedzieć, że jedna rola jest łatwiejsza albo trudniejsza, obie mają taki sam 'poziom trudności'.
Czy gdy prezes Tomasz Jankowski zadzwonił do Pana i zaoferował posadę trenera Indykpolu AZS-u Olsztyn, nie była to najtrudniejsza decyzja w karierze?
- Była to decyzja jak każda inna, którą podejmuję czyli musiałem się nad nią dobrze zastanowić. Brałem pod uwagę wszystko, wyjazd z kraju, zostawienie rodziny, nową sytuację, poznanie od podszewki swojego nowego klubu.....Te tematy były poruszane w rozmowie z prezesem, kwestie mojego kontraktu, cele, wynagrodzenie ale akurat pieniądze nie były tu tak ważne. I analizowałem wszystkie za i przeciw, znałem Polskę, spędziłem tu sporo czasu a sama drużyna miała ciężki okres. Wiedziałem, że w obecnej sytuacji nie ma co walczyć o mistrzostwo ale trzeba zebrać chłopaków i udanie zakończyć sezon. Stwierdziłem, że to jest wyzwanie dla mnie, sprawić aby ich gra była lepsza, skuteczniejsza. I przyjąłem to wyzwanie bo owszem, jest to też idealne miejsce dla każdego do nauki, jedna z najlepszych lig świata, ale nie zamierzam tylko się uczyć. Spędziłem sporo czasu we Włoszech, uczyłem się, podpatrywałem najlepszych i uważam, że jest to mój czas. Było parę rozmów z prezesem i decyzja była podjęta w miarę szybko.
Zmieniając temat, W Indykpolu AZS-ie Olsztyn ma Pan paru młodych zawodników. Jednym z nich jest Bartosz Bednorz, który zdaje się być ważnym 'ogniwem' w planach dotyczących zespołu.
- Tak, to prawda. Odbyliśmy parę treningów po moim przyjeździe do Polski i w pierwszym spotkaniu już wyszedł w podstawowej 'szóstce' bo uważam go za świetnego i perspektywicznego zawodnika, jest on naprawdę utalentowany. Cieszę się, że mam go w drużynie bo to przyjemność móc uczyć go gry, wręcz błyskawicznie pochłania wskazówki. Owszem, jest młody i zdarzają mu się błędy, czasem jego forma faluje ale to jest normalne a on wie co ma poprawić, skupia się nad tym i robi wszystko aby być jak najlepszym zawodnikiem. Dla każdego trenera zawodnik z takim nastawieniem jest bardzo ważny. Wystawiam go na parkiet bo uważam, że może tej drużynie dać wiele i odmienić losy spotkania.
A jak Pan uważa, porażka Skry Bełchatów z drużyną Andrei Anastasiego to swego rodzaju szok?
- Nie, nie nazwę tego szokiem bo Skra ostatnio prezentowała obniżkę formy, nie grali wystarczająco skutecznie. A drużyna Lotosu prezentowała się naprawdę świetnie, widać w tej drużynie wielką motywację i świetną atmosferę. Dodatkowo Andrea idealnie przygotował zespół do play-offów bo ta część sezonu rządzi się swoimi prawami. Ale jest to pewna niespodzianka bo Bełchatów to nadal fenomenalna drużyna, ale było widać, że Lotos jest po prostu lepszy. Mówiąc jednak o fenomenalnym Bełchatowie nie można jednak zrzucać tego sukcesu na barki szczęścia bo Andrea ma bardzo dobrych zawodników: Murphy, Grzyb przeżywający drugą młodość, Mika, który jest jednym z najlepiej zapowiadających się zawodników i patrząc na jego grę zastanawiam się czy miał w tym sezonie słaby mecz. No i nie zapominajmy o Schwarzu, świetnym niemieckim przyjmującym, brązowym medaliście ostatnich mistrzostw świata. No i Andrea Anastasi, człowiek, który wie jak tę maszynę wprowadzić w ruch. Wszyscy się uzupełniają i mamy tego efekty. Nie ma mowy o przypadku.
Objął Pan drużynę gdy zajmowała 10 miejsce. Teraz walczycie o miejsce 9 mimo że były szanse grać o wyższe lokaty. Mógł się zakończyć lepiej ten sezon?
- Cóż, na to pytanie mógłbym odpowiedzieć gdybym trenował AZS od początku sezonu. Przyszedłem w połowie rozgrywek, wpierw starałem się poprawić morale, zlikwidować błędy i skupić się na tym co najważniejsze. Przez te cztery miesiące udało nam się stworzyć atmosferę, sprawić kilka niespodzianek ale najważniejsze, że zawodnicy znowu byli drużyną. Bo trochę się obawiałem na początku, zdawało mi się, że nie widzę zespołu ale grupę zawodników w której nie ma harmonii. Ale udało nam się poprawić wiele w zespole, tak uważam. Wynik może mógłby być lepszy ale ciężko to stwierdzić.
Czas na coś innego a mianowicie język. Jak nauka języka polskiego?
- Niestety nie najlepiej (śmiech). Znam parę słów ale to wszystko co potrafię powiedzieć po polsku. Ale planuję, może nie kurs, ale systematyczną naukę słów i zwrotów w języku polskim. Nie będę mówił płynnie, to pewne, ale chcę jak najwięcej rozumieć, kontaktować się z zawodnikami w ich ojczystym języku.
A jak wrażenia z pobytu w Olsztynie?
- Ślicznie tu. Uwielbiam chodzić po Starym Mieście, zwiedzałem jeden z największych kampusów studenckich, Kortowo. Mieszkam krótko ale naprawdę ma to miasto swój urok. Przyjemnie się pracuje, można znaleźć tu wszystko co człowieka interesuje.
A co z fanami? Jeździ Pan z klubem po kraju i jak ocenia polski doping?
- Zacznijmy od kibiców reprezentacji, którzy są fenomenalni. Jeżdżą z kadrą wszędzie, gdzie się da, wspierają ich w każdych momentach i nie ważne czy to mecz towarzyski czy też mistrzostwa kontynentu lub globu, zawsze są z zawodnikami i ich dopingują a trybuny są wypełnione po brzegi. A co do klubowych kibiców to wielkie uznanie dla naszych fanów, którzy jeżdżą za nami po kraju i nas wspierają. I to nie ważne czy jest ich kilka czy kilkanaście osób, zawsze dodaje nam to sił gdy widzimy ich dopingujących. Wiadomo, że czasem hala 'Urania' nie jest wypełniona ale taki jest urok sport, wygrywasz to fani cię wspierają ale gdy przegrywasz to ich brak na meczach. A jeżeli chodzi o pozostałe kluby to na brawa zasługują kibice z Rzeszowa, którzy wypełniają ich halę do końca i naprawdę, cały mecz prowadzą doping dając dobrą atmosferę.
Pytanie dość ważne bo dotyczy przyszłości Pana i klubu. Czy zostaje Pan z nami na kolejny rok? Był już rozmowy z zarządem? Jakieś informacje o nowych zawodnikach?
- Tak, miałem spotkanie z zarządem i rozmawialiśmy o sytuacji, o planach i o wizji na następny sezon. Wszyscy wiedzą, że sytuacja była taka, że nie dało się wygrać ligi ale udało nam się pokazać umiejętności wygrywając mecze z Rzeszowem lub ZAKSĄ. A nowi zawodnicy? Nic nie mogę powiedzieć (śmiech). Ale to kwestia najbliższych paru tygodni. Jesteśmy w kontakcie z obecnymi zawodnikami klubu oraz potencjalnymi, nowymi graczami. Wkrótce będzie co ogłaszać.
A co z innymi, młodymi zawodnikami? Jaka jest dla nich przyszłość? Mecz w Warszawie w play-offach, przegrany 3-0, Olsztyn gra bardzo słabo a w 'kwadracie' stoją Krzysiek Gulak i Kuba Bik. Czemu nie było zmian?
- Cóż, zespół grał o awans, walczyliśmy o 5 miejsce a drużyna była rozłożona przez kontuzje. Levi został w domu bo był chory, Grzesiek Szymański był kontuzjowany i został w domu a Franek Ogurcak tuż przed meczem nabawił się kontuzji. Krzysiek Gulak wszedł z ławki do gry w jednym secie ale popełnił sporo błędów.
No tak, gdy się wygrywa to zmiany nie są konieczne ale gdy się przegrywa to chyba powinno się coś zmienić wpuszczając nowych zawodników? Oni są młodzi ale utalentowani.
- Ale nie są gotowi. Nie są gotowi na PlusLigę. Wpuściłem na boisko Krzyśka Gulaka w Warszawie ale popełnił sporo błędów z rzędu. Jest młody a młodzi zawodnicy potrzebują czasu bo może dojść do sytuacji, że on się 'sparzy'. Zawodnik może mieć umiejętności, tak jak Krzysiek ale może nie być gotowy na grę na tym poziomie. Stres, nerwy, zacznie popełniać błędy i straci pewność siebie. Moim zadaniem jest przygotować ich aby gdy już wejdą na parkiet to nie pękli tylko grali pewnie. Potrzeba pracy i czasu w tym przypadku. Jak mówiłem, wpuściłem go w Warszawie ale pierwsza akcja: atak w aut, potem znowu atak w aut, siatka i antenka. Cztery błędy z rzędu, za dużo. Wiem, że z boku to wygląda łatwo do ocenienia ale im więcej błędów popełnia zawodnik, tym bardziej się denerwuje a wtedy zwiększają się szanse na zepsucie kolejnego ataku. Wiem, że po to są zawodnicy, którzy są na ławce ale jeżeli jest plaga kontuzji, jak to było u nas, to potrzeba zmienników ale oni muszą być gotowi do gry. Nie można wpuszczać 'niedoświadczonego' zawodnika bo to źle zarówno dla drużyny jak i dla samego gracza.
Czyli na następny sezon, przy dobrej opiece, jest szansa, że będziemy częściej widywać ich na parkietach PlusLigi?
- Ciężko powiedzieć bo nie wiadomo jak będzie wyglądała drużyna. Krzysiek równie dobrze może iść na wypożyczenie aby się rozwijać, może zostanie tutaj, nie wiem. Podobnie z Kubą Bikiem. Ale jeżeli będą ciężko pracowali i zaczną 'wspinać się', będą coraz lepsi to nie widzę problemu. Wręcz przeciwnie, będę szczęśliwy mogąc dawać im szanse gry.
Ostatnie pytanie, czy jako trener nie sądzi Pan, że PlusLiga jest przepełniona meczami? Dużo spotkań to jest plus czy może minus tego systemu?
- Nie ukrywam, że mamy mnóstwo spotkań w krótkim czasie. Wiadomo, że chodzi tu o kadrę, która ma rożnego rodzaju turnieje kwalifikacyjne a liga się dostosowuje pod kadrę ale dochodzi do sytuacji kiedy rozgrywa się naprawdę sporo spotkań w ciągu kilku dni. W lutym rozegraliśmy 7 meczów a ile grają drużyny, które walczą w europejskich pucharach i w krajowym pucharze? To jest naprawdę ciężki i wyczerpujący 'maraton' dla zawodników, którym potem mogą przytrafiać się rożne kontuzje. Częściowo uderza to w kibiców dla których taka ilość spotkań może być męcząca i nawet nużąca. Dodatkowo marketing, łatwiej jest przygotować się pod jedno spotkanie niż pod trzy, rozgrywane w poniedziałek, czwartek i sobotę. Ale to jest tylko moje zdanie i niekoniecznie trzeba się z tym zgadzać.
Dziękuję Panu za poświęcony czas.
- Dziękuję bardzo. | Mariusz_Ols dnia 17/04/2015 ·
211395 Komentarzy · 8400 Czytań
·
|
|
Komentarze |
|
dnia 17/04/2015
Dobra robota |
dnia 17/04/2015
Fajny wywiad |
dnia 17/04/2015
Mariusz, dzięki również ode mnie.
Podoba mi się. |
|
Dodaj komentarz |
|
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
Oceny |
|
. . |
|
|
Logowanie |
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
- |
|
Shoutbox |
|
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
|